Przepeace

Roamers Coffee & Booze, BERLIN

Roamers Berlin (7)

Zanim opowiem wam o Roamers Berlin, pozwolę sobie na kilka słów wstępu…

Nie potrafię gotować! Wręcz nienawidzę. Przez długi czas miałam nawet zakaz wchodzenia do kuchni, kiedy niemal spaliłam cały dom robiąc frytki. Ale w jednym aspekcie związanym z gastronomią jestem niedościgniona… Jeśli potrafisz przypomnieć sobie knajpkę, do której czekasz 2 godziny na pełnym słońcu tylko po to, by złapać dwie kanapki na wynos i zjeść je w pobliskim parku. Dla której specjalnie planujesz powrót z Barcelony do Wrocławia przez Berlin i w pocie czoła z walizkami biegasz po stolicy Niemiec, by zdążyć zjeść tam lunch przed odjazdem Flixbusa. I o której smakach zawsze marzysz, gdy tylko doskwiera Ci głód. To wpisuje Cię na listę współtowarzyszy moich przyszłych podróży i zapraszam do zapoznania się właśnie z jednym z takich miejsc!

„Roamers” znaczy wędrowcy.

Kiedy? Teraz. Gdzie? Gdziekolwiek. Jak? Coś się wymyśli. Te pytania pojawiają się zawsze, kiedy tylko z autorką bloga (no i moją siostrą w jednym) wpadamy na pomysł kolejnej podróży. Ciężko nas zatrzymać i w każdej wolnej chwili pakujemy plecaki i wyruszamy, by odkrywać nieznane. Stanowimy idealne przeciwieństwa, które łączy jedno – pasja do poznawania nowego (smaku, ludzi, architektury, sztuki). Ja mam fioła na punkcie budynków, historii, sztuki i te aspekty podróży zawsze leżą po mojej stronie. Oliwia natomiast to świetny researcher lokalnej kuchni, targów jedzeniowych czy perełek gastronomicznych. Dodajcie do tego ogromną otwartość i ciekawość poznawania nowych ludzi związanych z gastronomią, ich historii, pasji do gotowania i pomysłów na przepisy. A no i oczywiście gotowość do pieszego pokonywania wielu kilometrów w skąpanym nocą mieście, tylko po to by zjeść „serniczek” pod gwieździstym niebem ( ale to już historia na inny wpis).

Roamers Berlin (5)

I mamy „dream team” najlepszy w swojej dziedzinie – jedzeniu.

Jednym z naszych wspólnych, spontanicznych wyjazdów był ten do Berlina dwa lat temu, z którym wiąże się wiele wspomnień. Tych gastronomicznych i nie tylko. Po całonocnej podróży niejeden marzy o dotarciu do hotelu i porządnym odpoczynku przed kolejnymi dniami zwiedzania, odkrywania i poznawania. To jednak totalnie nie w naszym stylu. Po opuszczeniu busa na przystanku Berlin ZOB, kierunek Neukölln – czym prędzej. Cel był jeden: dotarcie do knajpy Roamers i skosztowanie ich pyszności, które nie dały nam spać przez cała trasę z Wrocławia. Restauracja Romaers to niewielki lokal z kilkoma stoliczkami ustawionymi wzdłuż Pannierstrasse. Wnętrze to istny raj dla oczu. Czaruje rustykalnymi, drewnianymi elementami, dodatkami rodem z USA i mnóstwem zieleni. Od wejścia do uszu dochodzi przyjemne brzmienie muzyki country i poczucie, że właśnie wkroczyliście w świat odległej Kalifornii.

Roamers to również wyjątkowi ludzie, którzy z pasją tworzą to miejsce.

Otwarci, chętni do rozmowy , młodzi, inspirujący. Tak bardzo „berlińscy”. Cały czas rozwijają swój koncept i uzupełniają o projekty wyjątkowych, emaliowanych kubków, mixów herbat czy zapachów, które możecie zabrać do domu.

Roamers Berlin (2)

Ale przejdźmy do rzeczy równie ważnej (bo niekoniecznie zawsze najważniejszej), czyli do jedzenia.

Słysząc słowo „Roamers” na myśl przychodzi mi odrazu jedno, a mianowicie kanapki. Ale jakie kanapki, nie są to zwykłe kromki, a przepyszne kompozycje na rzemieślniczym, świeżo wypiekanym chlebie, które eksplodują smakiem podczas każdego kęsa. Może pomyślicie, że przesadzam, ale uwierzcie na słowo (a najlepiej sprawdźcie sami), że balans smaków w BEETROOT BREAD (9.5 €) jest nie do przebicia. Kiszony burak, prażone orzechy, cytrynowy jogurt, karmelizowany, miodowy ser kozi, majeranek, a to wszystko na ciepłym, opiekanym ogniem chlebie mmm…

I do tego sposób podania, który odznacza się ogromną dbałością o każdy, najdrobniejszy nawet szczegół.

Gdzie pojedynczy listek czy orzech ułożony jest z miłością, spokojnie, bez pośpiechu, a rustykalna całość sprawia, że czujesz się jak najważniejszy gość w całym lokalu. Do tego kawa, która również wzniesiona została tutaj na wyższy level. W upalny dzień zamawiamy MONOCHROME ICED LATTE (3.5 €)- podwójne espresso, aktywny węgiel, mleko owsiane i lód, mnóstwo lodu. Siedzimy na niewielkich stołeczkach przed lokalem, twarz oświetlają promyki wschodzącego słońca, wokół gwar ludzi z różnych zakątków świata. Jesteśmy szczęśliwe, najedzone, ale wciąż głodne przygód i ciekawe co jeszcze skrywa w sobie Berlin.

Roamers Berlin (6)

A reszta menu? Kanapki, sałatki, kompozycje jajek, hummusów i dodatków na drewnianych deskach no i oczywiście niesamowite kawy, drinki i słodkości (marchewkowe – must eat!). Wszystkie dania tak pięknie podane, że za każdym razem, gdy talerz ląduje przed Tobą musisz stoczyć wewnętrzną walkę, czy niszczyć te istne dzieła sztuki. Ktoś kiedyś powiedział, że po moich relacjach z restauracji czuje się, jakby już tam był, więc nie odbiorę Wam radości odkrywania i nic więcej nie zdradzę. Sprawdźcie sami na miejscu lub na ich stronie i spróbujcie się nie oblizać na widok tych klimatycznych, foodgasmowych zdjęć.

Ahhh przyjemnie się pisało ten post… Na chwilę znów uciekłam z jesiennego Wrocławia do tej malutkiej knajpki z powiewem kalifornijskiej bryzy w dzielnicy Neukölln. Nie wiem czy spełniłam oczekiwania Oliwi o stworzeniu posta na temat restauracji, która, myślę, w jakiś sposób wiąże się z moją osobą i wspólnymi wspomnieniami. Jeśli czytacie te słowa to wierzę, że tak i że jeszcze kiedyś udamy się na wspólną podróż po smakach z całego świata.

Roamers Berlin (4)

Nie przestawajcie odkrywać.

@mwojciech

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *